środa, 12 marca 2014

Rozdział XVII

ROZDZIAŁ XVII

Długo nie mogłam się uspokoić. Chelsea walczyła o życie, Mark nie dzwonił i nie miałam żadnych wieści. To czekanie mnie dobijało, ale do szpitala jakoś nie miałam odwagi jechać. Z jakiś niejasnych dla mnie powodów, coś mnie odpychało od tego. Sama nie wiedziałam dlaczego. Czułam się jak więzień we własnej skórze, jak ktoś kto nie może wykonać żadnego ruchu, choć nic go nie ogranicza. A jednak. 
Dojechałam do domu i od razu przebrałam się w strój do biegania. Zamaszystym ruchem otworzyłam drzwi i kiedy już miałam wyjść, w drzwiach pojawił się Owen. Chciałam powiedzieć jak bardzo się cieszę, że go widzę, ale rozsądek nakazywał by go odepchnąć. Cole miał rację, dawno temu powinnam to była zrobić, ale byłam zbyt egoistyczna by się do tego posunąć.
- Co tu robisz?
- Myślę, że powinniśmy porozmawiać.
Westchnęłam ciężko, robiłam wszystko by nie patrzeć mu w oczy, wiedziałam co w nich zobaczę.
- Owen, to naprawdę nie jest dobry moment, proszę cię idź stąd.
- Dlaczego?
- Bo tak będzie lepiej, spotykanie się ze mną narobi ci tylko kłopotów, uwierz mi wiem co mówię.
Owen nie rozumiał, a może po prostu nie chciał zrozumieć. Prawda była taka, że dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie, tym bardziej, że on nie miał pojęcia o tym kim jestem. Ale nie mogłam ryzykować, nie mogłam go narażać i chcąc czy nie - musiałam go wyrzucić ze swojego życia i to natychmiast.
- Nie możemy się nawet przyjaźnić?
- Przykro mi.
- Kylie, proszę.
Spojrzałam mu w końcu w oczy, bo czułam, że głos mu się łamie, to był błąd. Patrząc na niego miałam wrażenie jakbym patrzyła na konające zwierzę.
- Przykro mi Owen, musisz o mnie zapomnieć i nie zadawaj pytań, zapomnij, że kiedykolwiek mnie znałeś.
Raz jeszcze spojrzałam na niego, po czym zakluczyłam drzwi i truchtem ruszyłam w stronę lasu.
Czułam się podlej z każdym przebiegniętym kilometrem. Znowu musiałam kogoś zranić, choć nie chciałam tego. 
Czy miałam szansę na to, że w końcu, któregoś dnia obudzę się i wszystko będzie normalne? Biegnąc teraz przez las, wiedziałam już na pewno, że nigdy to nie nastąpi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz