sobota, 15 marca 2014

Rozdział XIX

ROZDZIAŁ XIX

Przez chwilę staliśmy tak patrząc na siebie, w końcu niepewnym tonem odezwałam się pierwsza:
- Ta nagła interwencja, to była...
Mark'owi zaszkliły się oczy.
- Przykro mi Kylie, naprawdę.
Usiadłam czując, że robi mi się słabo, spuściłam głowę:
- To moja wina, jak mogłam do tego dopuścić?
- Nie, Kylie, to nie twoja wina.
- Moja!! Przestań mnie do cholery przez całe życie usprawiedliwiać, bo w końcu i ty przeze mnie zginiesz!
Podniosłam się szybkim krokiem z fotela i skierowałam się do drzwi. Tyle uczuć mieszało mi się w głowie, że nie sposób było nad nimi zapanować. Chwyciłam zamaszystym ruchem za klamkę i już miałam otworzyć drzwi, kiedy Mark po raz pierwszy zastosował wobec mnie przemoc i chyba nie zastanawiając się nad konsekwencjami, odepchnął mnie na ścianę. Zamurowało mnie a on podszedł i ujął mnie za nadgarstki:
- Czy ty chociaż raz w tym swoim cholernym życiu zatrzymasz się i wysłuchasz mnie do końca?!
Był wzburzony a ja milczałam niczym kamień, nie mogąc się jeszcze otrząsnąć na widok zachowania Mark'a, który dotąd był najspokojniejszym człowiekiem jakiego znałam w swoim życiu.
Moje szklane oczy spojrzały w jego, w środku czułam, że cała się trzęsę. Dlaczego wcześniej nie zdecydowałam się na przyjazd do szpitala, co takiego czułam, że nie byłam w stanie tego zrobić? Co mnie powstrzymywało?
- Chelsea nie zginęła od rany postrzałowej, bo tą udało się szybko uratować.
Teraz moja mina zmieniła się w pełną niepewności:
- Co ty chcesz mi powiedzieć?
- Chcę ci powiedzieć, że Chelsea od dawna była mocno bita, zmarła od wewnętrznego krwotoku, wywołanego jakimś poważnym uderzeniem kilka godzin wcześniej.
- Chcesz mi powiedzieć, że Joe ją zabił?
- Nie jestem w stanie ci odpowiedzieć, znasz go lepiej, nie wiem jak daleko jest w stanie się posunąć i czy rzeczywiście on to zrobił. Widywałem cię w różnych stanach, ale obrażenia wewnętrzne, które po sekcji odkryłem u Chelsea, są stare i bardzo drastyczne, inne od tych, które ty miewałaś.
W tym momencie do gabinetu Mark'a wszedł Rolly. Spojrzałam na niego i wiedziałam od razu, że wie o wszystkim. Widziałam, że był na mnie zły, dobrze znałam to spojrzenie.
Na widok Rolly'ego Mark odsunął się ode mnie od razu a Rolly podszedł bliżej:
- Prosiłem cię żebyś zawsze była ze mną w kontakcie, prosiłem!!
Aż wzdrygnęłam kiedy podniósł na mnie głos.
- Musisz się wreszcie otrząsnąć i wrócić do pracy, ale tym razem na stałe i zróbmy to wreszcie tak jak powinniśmy, bo nikt inny tego nie zrobi.
- Powiedz mi, że to nie Joe ją zabił.
Rolly spojrzał na mnie tak jak kiedyś, wiedział, że czuję się winna za te wszystkie niefortunne zdarzenia ostatnich tygodni a nawet i może miesięcy. Potrzebowałam czegoś, co choć na moment pozwoli mi przestać czuć się winną, co uspokoi moje nerwy i pozwoli zebrać myśli. Mogło być to cokolwiek, byle tylko mnie nie okłamał. Po chwili odezwał się:
- Nie, to nie Joe zabił Chelsea, zrobił to Barodo, Chelsea nas sprzedała a my szukaliśmy wśród swoich, rozumiesz? Musisz wreszcie przyjąć do wiadomości, że my już nie mamy przyjaciół, każdy, nawet ten najbardziej sprawdzony, może być zdrajcą i naszym wrogiem.
Zrobiło mi się gorąco, wiedziałam, że ma rację, tak samo jak wiedziałam co to oznacza. Spojrzał na mnie ponownie a ja niepewnym głosem zapytałam:
- Jesteś pewien tego co mówisz?
- Tak, jestem.
Mark wyszedł z gabinetu a Rolly zamknął za nim drzwi, spojrzał raz jeszcze na mnie:
- Przygotuj się, wracasz do kryptonimu NINA.
Chwycił za klamkę i wyszedł z gabinetu, chwilę jeszcze stałam w tym samym miejscu, po czym wyszłam zaraz za nim wychodząc przez uchylone drzwi....

                                                                                                       ciąg dalszy nastąpi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz