poniedziałek, 23 listopada 2015

ROZDZIAŁ XXIX

ROZDZIAŁ XXIX

Chyba po raz pierwszy odkąd opuściłam Liban, czułam taką presję. O dziwo na oddziale zamiast popłochu, panował jakiś dziwny poukładany porządek, zupełnie tak jakby wszyscy poza mną spodziewali się tego, że nasza jednostka zostanie zdemaskowana.
W chwilach takich jak ta, doskonale wiedzieliśmy, że musimy liczyć wyłącznie na siebie i sami musimy ogarnąć to wszystko w logiczną całość.
Każdy na oddziale doskonale wiedział co robi, jedni nosili sprzęt, drudzy zabierali jakieś czarne skrzynki, kolejni niszczyli w pośpiechu nadmiary materiałów. Wokół Colina roiło się od informatyków, gotowych nieść mu pomoc, a on rozstawiał ich niczym szeregowych żołnierzy.
Sparaliżowało mnie, nie wiem dlaczego, gdzie się nie rozejrzałam widziałam Thorne'a. Dlaczego znowu jego? Czyżby mnie chciał przed czymś, lub przed kimś ostrzec?
Stałam na środku sali głównej i czułam jakby nogi wrosły mi w ziemię. Po krótkiej chwili na oddział szybkim krokiem wszedł Asir i zaczął wymachiwać rękoma wydając rozkazy, w przelocie krzyknął tylko do Cole'a:
- Gdzie Rolly?
- Na pozycji.
Ten odkrzyknął w biegu, po czym dalej zajmował się instruowaniem rekrutów.
Asir podszedł do mnie i zaczął oś mówić, ale nie słyszałam go, zauważył w lot, że coś niedobrego się ze mną dzieje, po czym szarpnął mnie za rękę żebym się ocknęła.
- Kylie, co z tobą?!
Ocknęłam się jak z potężnego snu, ale dalej nie rozumiałam czego ode mnie chciał, czułam się tak jakbym cierpiała na klaustrofobię, wiedziałam, że jeśli natychmiast stamtąd nie wyjdę, to po prostu się uduszę. Asir próbował przywołać mnie do porządku, oddział powoli pustoszał, bo przenoszono nas w tajne miejsce. Moje oczy zaczęły robić się dziwnie szklane.
- Od tej pory nie chcę widzieć, że oddalasz się ode mnie choćby o krok zrozumiałaś?
- Nie!
Odezwałam się w końcu podniesionym tonem.
- Nie wytrzymam tu ani minuty dłużej rozumiesz? Muszę stąd wyjść.
- Wyjdziesz ale ze mną.
- Nie! wyjdę sama!
Szarpnęłam się i szybkim krokiem wyszłam z oddziału, Asir ruszył za mną i całe szczęście, bo gdyby tego nie zrobił, nie wiem jak dalej potoczyłoby się to wszystko. Otworzyłam drzwi i ledwo to zrobiłam, oślepiło mnie światło słoneczne, po czym kula świsnęła mi koło ucha i otarła się o moje ramię. Poczułam chwilowe, silne ukłucie, po czym Asir wciągnął mnie z powrotem.
- Idiotko!! Co ty wyprawiasz?! Naćpałaś się czegoś?!
Na te słowa wycedziłam mu w twarz.
- Za kogo ty się kurwa masz?! Kto dał ci prawo do decydowania o moim życiu?!
Wymierzony w niego cios spowodował skrywaną agresję.
- Sam sobie to prawo dałem! Ja cię stworzyłem i ja cię mogę zniszczyć!! To ja decyduje czy będziesz żyła czy umrzesz, więc dopóki nie powiem, że masz się wystawić jako żywa tarcza, to znaczy, że masz być żywa!! Czy to jest jasne dla ciebie?!
Nigdy dotąd nie rozmawiał ze mną w taki sposób, czułam się osaczona, oszukana i jakaś taka dziwnie bezbronna. Człowiek, którego chyba kochałam, od tak stwierdził, że jest panem mojego losu i tak naprawdę to nie miałam nic do gadania.
Kiedy ostatnia z osób wyszła z oddziału tajnym korytarzem, spojrzałam z ciężkim oddechem i spuściłam głowę. Asir złagodniał i spojrzał na moją krwawiącą rękę.
- Trzeba to jak najszybciej opatrzyć.
Uniosłam wzrok i przeniosłam go na jego twarz, znów była taka pełna ciepła, troski i łagodności, ja niestety nie potrafiłam wykrzesać w sobie nawet odrobiny wdzięczności za uratowanie życia, tylko odburknęłam niegrzecznie:
- Pocałuj mnie w dupę.
I skierowałam się w stronę korytarza, gdzie zniknęli pozostali, Asir uśmiechnął się do siebie, po czym krzyknął za mną:
- Kiedy tylko zechcesz!!
Ale już się nie odwróciłam, bo doskonale czułam, że jest tuż za mną i nic niestety nie wskazywało na to, żeby w najbliższym czasie miało się coś zmienić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz