Rozdział XXIV
Miałam dosyć tej całej cholernej sytuacji. Mohit był w porządku i znał się na tym co robił, ale nie mogłam się pozbyć wrażenia, że jego przyjaźń z Asir'em, stanowi jedynie przykrywkę. Gdzieś tam w podświadomości czułam, że na swój sposób rywalizują ze sobą. Nie miałam tylko pojęcia w jakiej dziedzinie.
Z holu skierowałam się prosto do szatni i ledwo weszłam, od razu poczułam przypływ adrenaliny. W szatni stała Linda szperając coś w szafce. Próbowałam ją lekceważyć i nie powiedziałam nawet słowa, licząc, że mnie jakimś cudem nie zauważy. Nie byłaby jednak sobą gdyby moja osoba umknęła jej uwadze.
Zamknęła szafkę i z sarkastycznym jak zwykle uśmiechem, rzuciła na mnie to swoje jędzowate spojrzenie. Tym razem jednak moje opanowanie nie było już takie jak zwykle. Na sam jej widok załączyła mi się natychmiast kontrolka czujności.
- Czegoś nie wiesz?
Zapytałam aroganckim tonem:
- Liczyłam na to, że w końcu się wycofałaś, ptaszki ćwierkają, że ktoś tu ma problemy z emocjami i samokontrolą.
Uśmiechnęła się ponownie a kiedy rzeczywiście moja samokontrola zaczęła się blokować, trzasnęłam drzwiczkami od swojej szafki - Linda aż odskoczyła, zupełnie tak jakby zorientowała się, że posunęła się o krok za daleko. Podeszłam bliżej niej a ta oparła się o swoją szafkę, dalej już nie miała dokąd się przesunąć:
- Jak słusznie zauważyłaś, miewam ostatnio problemy z samokontrolą, zatem po przyjacielsku ci radzę - trzymaj się ode mnie z daleka, bo jeśli pójdzie mi żyłka, to tym razem możesz tego nie przeżyć.
Zmierzyłam ją poważnym spojrzeniem po czym wyszłam z szatni. Weszłam wprost na Mohit'a, uśmiechnął się do mnie, ja jednak wiedziałam, że muszę zachować pewien dystans do jego osoby, bo przekroczenie tej granicy choćby na moment, może mieć poważne odbicie w mojej pracy, a na to niestety pozwolić sobie nie mogłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz