ROZDZIAŁ XXXI
Trzy czwarte mojego życia to nieustanna walka. Walka o każdy kolejny dzień, walka o przetrwanie. Ilekroć w moim życiu coś zaczynało być naprawdę wiarygodne i normalne, z powrotem musiałam wracać do mojego czarnego świata. Z każdym dniem coraz trudniej było mi funkcjonować w prostej codzienności. Zbyt wielki nadmiar ostrożności i lęku przed zaangażowaniem sprawiał, że w chwilach gdy naprawdę mogłam być szczęśliwa, swoim chorym zwyczajem - wycofywałam się.
Po wielu latach swojej wiecznej walki z samą sobą, w końcu - uległam, zatapiając się na dobre w świecie, w którym przyszło mi żyć. Dzisiaj jestem w nim na dobre, dzisiaj już nie mam wyboru, bo inaczej nie potrafię, chociaż nie chciałam do tego wracać i ciągle się wzbraniałam, w końcu to do mnie na nowo przylgnęło. Przestałam być Kylie Santadio, z powrotem stałam się Niną. Potwór, którego tak skutecznie dusiłam w sobie, skrywałam by nie dopuścić do głosu i życia, dzisiaj sprowokowany , na nowo się we mnie odrodził.
Podeszłam do barku i wyciągnęłam z niego butelkę znienawidzonej whisky. Wzięłam szklankę i nalałam w nią o wiele więcej niż przystało wlewać tego nektaru Bogów. Wypiłam ją duszkiem i o dziwo, nie poczułam nic. Nalałam kolejną szklankę i kolejną... dalej nic. Do cholery - pomyślałam, nawet już upić się nie mogę? Chyba nie ma nic gorszego od wlewania w siebie na umór alkoholu i nie móc nawet poczuć odrobiny tego przyjemnego ciepła. Zupełnie tak jakbym była sztywna za życia.
Nagle ktoś poruszył klamką od drzwi. Niewiele myśląc chwyciłam pistolet i wystrzeliłam w drzwi - idiotka, pomyślałam. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że mogłam trafić na przykład swoją córkę. Gdy jednak usłyszałam przekleństwo pod drzwiami, wiedziałam, że słusznie strzeliłam. Asir pod drzwiami przeklinał jak szewc a mi odruchowo zarysował się uśmiech na twarzy. Dobrze ci tak - pomyślałam. W końcu drzwi się otworzyły i Asir wszedł do środka trzymając się za rękę, spojrzał na mnie niezadowolony a jego oczy dosłownie płonęły.
- Może powinienem pomyśleć o cofnięciu ci pozwolenia na broń?
Powiedział wściekły, ale nie ruszyło mnie to, tylko skontrowałam jego wypowiedź.
- Może powinieneś, bo skoro z takiej odległości nie potrafiłam skutecznie trafić wroga, to widocznie czas się wycofać z zawodu.
Uśmiechnęłam się najbardziej złośliwie jak tylko potrafiłam.
- Nie jestem twoim wrogiem.
- Czyżby?
- A uważasz, że jestem?
- Jestem tego pewna.
- Zaczynasz mnie irytować.
- I vice versa!
Tony naszych głosów zaczęły być coraz wyższe.
- Przyszedłem tutaj żeby z tobą na spokojnie porozmawiać.
- Nie zapraszałam cię.
- Czy ty do cholery słuchasz? Jesteś wstawiona i próbujesz tych swoich gierek, ale nie jesteś taką zimną suką w rzeczywistości, więc może wreszcie znormalniejesz?!
- Chciałeś żebym była normalna, to trzeba było nie robić ze mnie potwora!!
- Ja z ciebie?
- A kto? Może ja?!
Spojrzał na mnie i widziałam , że łagodnieje. Czułam jak w głowie zaczynają budzić mi się emocje i właśnie w tym momencie poczułam alkohol, który chwilę wcześniej wlałam w siebie. Czułam, że słabnę .
- Nie urodziłam się mordercą, nie urodziłam się zła, to ty mi to zrobiłeś, sprawiłeś, że stałam się taką suką, sprawiłeś, że nie potrafię funkcjonować w normalnym świecie, za co mam ci być wdzięczna co?
- Ja cię nadal kocham.
Spojrzał na mnie poważnie.
- Nie.
Odpowiedziałam równie poważnie.
- Kochałeś Kylie, a stałam się Niną. A teraz wyjdź.
Spojrzał na mnie, popatrzył jeszcze przez chwilę, po czym wyszedł bez słowa.
Poczułam ulgę? Zapytałam sama siebie, ale odpowiedź sama mi się nasunęła - nie chciałam by wychodził. Jakieś resztki człowieczeństwa pchały mnie w pogoń za Asirem, ale nie mogłam ruszyć się z miejsca, zupełnie tak jakby ktoś przykleił moje stopy do podłogi. Chciałam krzyknąć za nim by nie odchodził, żeby wrócił. Rozpacz mieszała mi się na przemian z bólem, który dosłownie mnie rozdzierał. Ta bezradność wzbudzała we mnie furię, niekontrolowaną furię, nad którą z minuty na minutę coraz trudniej było mi zapanować, w końcu chwyciłam butelkę z whisky, która stała na stoliku i rzuciłam z całej siły w drzwi. Butelka rozbiła się a whisky zaczęła ściekać po drzwiach. Weszłam pędem do łazienki i stanęłam przed lustrem. Widok mojej twarzy obrzydził mnie. Czułam do siebie taką odrazę... Łzy zaczęły mimo woli spływać po polikach, wyjęłam z szafki czarną farbę do włosów i szybko wymieszałam płyny, po czym zaczęłam pędzlem szybko nakładać ją na jasne włosy. Obserwowałam ciemniejące włosy, gdy po pół godzinie zmyłam farbę, moje włosy były hebanowe. Ułożyłam je w swoistym nieładzie jak to miałam w zwyczaju. Spojrzałam w lustro i zapaliłam papierosa. Zrobiłam mocniejszy makijaż, weszłam do pokoju i rozsunęłam wielkie drzwi garderoby. Ubrałam czarne dopasowane spodnie, buty traperki, koszulkę na naramkach i skórzaną kurtkę. Wychodząc z domu przystanęłam przy wielkim lustrze, które znajdowało się przy drzwiach. Widok choć znienawidzony, to jakże znajomy. Przeszłam po potłuczonym szkle i wyszłam z domu zatrzaskując za sobą drzwi. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon.
Nie wiedziałam, że Asir ruszył samochodem za mną, skąd wiedział, że tej nocy wyjadę, kiedy u mnie był - byłam w rozsypce, a jednak wiedział. Znał mnie jak nikt inny - bo sam mnie stworzył na swoje podobieństwo, stworzył silną, niezależną i twardą kobietę, wyzbytą uczuć i jakichkolwiek skrupułów - STWORZYŁ NINĘ...